Kto zarabia na walentynkach?
Święto zakochanych tuż za rogiem i wielu z nas nawet w tym ciężkim czasie pandemii planuje coś wyjątkowego. W końcu jakby specjalnie na tę okazję zniesione zostały obostrzenia dla hoteli, kin czy teatrów. A taki stan rzeczy daje sporo do myślenia i rzuca na nas pytanie: kto i ile jest w stanie zarobić na Walentynkach, a co za tym idzie, jakie branże mogą na nich jeszcze mocniej stracić?
Co robić w walentynki?
Aby zrozumieć, jak duży przychód przynosi do kas huczne obchodzenie walentynek, musimy zastanowić się, jak my i osoby z naszego otoczenia obchodzą to święto.
Rzadko kiedy decydujemy się na tylko jedną aktywność, na przykład na wyjście na lodowisko czy kino. Przeważnie specjalnie organizujemy sobie czas w taki sposób, abyśmy mogli spędzić z naszą połówką cały dzień albo chociaż długi wieczór.
W grę wchodzi więc całkiem sporo odwiedzonych miejsc, a co za tym idzie, sporo wydanych przez nas pieniędzy. Na tym najczęściej zarabiają właśnie kina, teatry, obiekty sportowe oraz punkty obsługi gastronomicznej, które jednak pozostają dalej zamknięte.
Co mają do tego hotele?
Walentynki to nie dzień wolny od pracy, dlatego sporo osób może nie wiedzieć, że bardziej majętne albo lubiące podróże pary decydują się na wycieczki z okazji walentynek. Przeważnie nie są one zbyt dalekie i długie, ale to przyjemna odskocznia od codzienności i świetna okazja, żeby pobyć trochę razem z daleka od gwaru naszego miasta.
Hotele mają więc kolejną możliwość na zarobienie. Oczywiście nigdy nie będzie to dla nich tak dochodowe, jak na przykład przyjmowanie gości na ferie czy na wakacje, ale wciąż jest to dla nich pewien zarobek, który pomoże im przerwać trochę dłużej i rozbudzić nadzieje na to, że uda nam się wrócić do stanu przed pandemią.
Drobni przedsiębiorcy mają swoją szansę
Walentynki to też świetny moment dla małych i średnich przedsiębiorców, zwłaszcza tych zajmujących się rękodziełem i sprzedażą drobnych upominków. W walentynki kupujemy sobie różnego rodzaju prezenty, a zwłaszcza pary młodych i o krótkim stażu stawiają na gadżety czy słodycze w serduszka, robione typowo na walentynki właśnie.
To też dobra okazja dla tych wszystkich, którzy przez lockdown i spory wzrost osób bez pracy nie mogli liczyć na spore obroty. A więc wygląda na to, że walentynki to świetna okazja na poratowanie odrobinę gospodarki. Niestety w tym wszystkim wciąż brakuje najważniejszego elementu, czyli gastronomii.
Zamknięte restauracje wszystko komplikują
Co z tego, że hotele są otwarte, skoro wciąż restauracje wokół nich są pozamykane, a w pokoju często ciężko jest zjeść we dwójkę w komfortowych warunkach? Co z tego, że stoki się otworzą, skoro nikt nie przyjedzie na nie z daleka, bo nie będzie miał gdzie przysiąść i odpocząć przy ciepłej herbacie i wartościowym posiłku?
Zamknięte punkty gastronomiczne mogą być kolejnym gwoździem do trumny polskiej gospodarki, bo na pewno w dalszą, czy nawet bliższą podróż, uda się mniej osób, gdy wiedzą one, że nie mają one gdzie zjeść, a więc spełnić znacznie bardziej naglącej i podstawowej potrzeby, niż odwiedzenie stoków narciarskich czy wyjazd na wycieczkę za miasto.